Wracając do sprawy ospy, to żadnej ospy nie było. I w taki oto sposób kolejny raz utwierdziliśmy się w przekonaniu, że jak nie my rodzice to nikt inny nie zawalczy o nasze dziecko !!!
Już tydzień przed wyjazdem na kontrolę stres dawał o sobie znać. Cały czas myślałam o tym, że jest to pierwsze badanie od kiedy chemia nie działa. Kiedy tylko Janek przecierał sobie oczka sprawdzałam czy nic się nie dzieje. Chociaż podobno jakby coś się działo to i tak nie da się tego zauważyć gołym okiem. Pakując nas na wyjazd uwzględniłam dłuższy pobyt i tak w razie czego jak zawsze spakowałam nas co najmniej na tydzień. Jakoś tak sobie wkręciłam, że jeśli spakuje nas na trzy dni to pobyt się przedłuży. Wiem trochę to głupie, ale tak już mam.
Jak zazwyczaj, na izbie przyjęć pojawiliśmy się w godzinach popołudniowych. Trochę czekaliśmy na lekarza, ale już potrafimy śmiać się z takich sytuacji, bo wiemy, że stres i nerwy i tak nic nie zmienią. Na oddziale okulistyki przywitały nas znajome twarze, z czasem znajomych rodziców dzieciaczków z siatkówczakiem przybywa, a podobno to taka niespotykana choroba...
Wypełniliśmy nasz standardowy plan, kolejnego dnia po obchodzie przepustka do godziny 20 i korzystanie z wolności, bo ten przymusowy, bezsensowny pobyt na oddziale trzy dni jakoś tak kojarzy mi się z więzieniem, oczywiście to taki żarcik, bo na salach nie ma telewizorów ;)
Tak się złożyło, że był to Dzień Matki i Malczyk obudził się o 5:30 z racji tego, że było jasno był gotowy do zabawy. Najbardziej rozwalił mnie tym swoim słodziakowym spojrzeniem i tekstem "MAMA", najpiękniejsze życzenia jakie słyszałam :) Potem przytulony do piersi zasnął jeszcze na jakąś godzinkę, może dwie :) Czas poza szpitalem niestety biegnie jakoś tak szybciej i musieliśmy wrócić na te noc, której tak nie lubimy ze względu na głodówkę przed badaniem. Od godziny piątej Jasiu już nie spał i trzeba było wykorzystać wszystko co się dało, żeby odwrócić jego uwagę od jedzonka i picia . Tomek strasznie nam w tym pomaga, szczególnie w momentach kiedy Malczyk przypomina sobie, że jest karmiony piersią i strasznie się buntuje kiedy nie dostaje tego czego chcę od mamy. Jasiek badany był jako piąty, kiedy już usnął , Tomek przed wyjściem z sali poprosił lekarza o zrobienie zdjęć w wypadku gdyby coś złego się działo. Oczekiwanie na korytarzu ciągnęło się w nieskończoność. Po chwili wyszła pielęgniarka, nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że kierowała się w naszą stronę, wystraszyła mnie niesamowicie, a sprawa była dość błaha, bo chodziło o to, że nie mogą znaleźć czegoś w historii choroby. W końcu zawołano nas do sali wybudzeń na samym wejściu przywitał nas anestezjolog słowami "zdjęcia zostały zrobione" i wyszedł. Nogi mi się ugięły, spojrzałam na Tomka, usiadłam przy łóżeczku, w którym spał Jasiu i tak nie mówiąc do siebie ani słowa czekaliśmy na lekarza. Trwało to może 5 minut zanim przyszedł, ale to było bardzo długie 5 minut. W tym czasie tysiące myśli przychodziło mi do głowy. Co teraz, co takiego się dzieje, że zrobili zdjęcia, jakie leczenie zaproponują, co będzie dalej. Gdzieś tam była mała nadzieja, że jednak wszystko jest dobrze, ale zdecydowanie przeważyło logiczne myślenie, że skoro chcieliśmy zdjęcia gdyby coś było nie tak, a zdjęcia są zrobione, to coś się dzieje. Wtedy wszedł lekarz i ze spokojem oznajmił "wszystko jest dobrze, kolejna kontrola za miesiąc". Nie wiem jak określić to co czułam w tym momencie, chyba idealnie pasuje tutaj stwierdzenie "kamień spadł mi z serca". Tomek musiał wyjść na korytarz, jak mi później powiedział po wyjściu popłynęły mu łzy. Absolutnie mu się nie dziwie, bo kiedy wyszedł miałam dokładnie to samo... Nasz bohater się obudził z racji tego, że ostatnimi czasy po przebudzeniu na tej sali robi mnóstwo hałasu od razu wykonano telefon, żeby ktoś po nas przyszedł.Na górze wymiana informacji z innymi rodzicami, co i jak u nich, karmienie, oczekiwanie na wypis i wycieczka na oddział dzienny chemioterapii w celu zbadania i przekazania informacji z okulistyki. A po drodze trzeba było jeszcze zahaczyć o oddział dzienny okulistyki i umówić się na kolejną kontrolę . Termin mamy za 5 tygodni dokładnie na 2 lipca. Dopiero w drodze do domu uświadomiłam sobie, że mamy kolejny miesiąc bez szpitala, miesiąc podczas którego Malczyk może się dalej regenerować.
Już od kilku tygodni cieszymy się, że jego buziol nabiera kolorów i delikatnie nam się zaokrąglił i jest taki idealny, jak zawsze zresztą :) Okazało się też, że można się cieszyć dwa razy z rosnących włosków, a za drugim razem nawet bardziej, bo za pierwszym, czuprynę Jasiek miał już w pakiecie urodzeniowym ;) Teraz przed nami Dzień Dziecka i urodziny Tomusia. Nawet delikatnie planujemy wakacje, ale ostrożnie, bo wiadomo, że wszystko zależy od kolejnej kontroli.
Jakiego mamy kochanego i dzielnego synka to nawet nie potrafię opisać. A energii to ma tyle co trójka dzieciaczków:) Oczywiście się nie żalę tylko chwalę, bo strasznie dumna jestem z mojego myszolka ;) Tańczy, biega, skacze, krzyczy, troszkę łobuzuje i nie podoba mu się słowo nie :). Ostatnio jest zafascynowany naszymi zwierzakami (koszatniczkami), dobrze, że nie znalazły innego domu, bo Jasiu uwielbia je dokarmiać i obserwować :) A jak już przyjdzie i się przytuli, a bywa i tak, że jakiś buziaczek z otwartym buziolem się trafi to normalnie serducho mi rośnie :)
Kochani proszę Was o dalszą modlitwę bardzo jej potrzebujemy. I dziękuję tym wszystkim, którzy ofiarowali pieniążki dla Malczyka jak i również 1% podatku. Jeszcze specjalne podziękowania dla sąsiadów za prezenty na Dzień dziecka, Jaśkowi szczególnie przypadła do gustu zjeżdżalnia :)
Dziękuje również za te szczególne prezenty, które mają dla mnie ogromne znaczenie :)
Koronka do św. Rity |
Róża poświęcona w rocznice śmierci św. Rity |