wtorek, 11 listopada 2014

Dziękuje !!!

Warszawa

Wyruszamy 



Scenariusz taki jak zazwyczaj, przyjmujemy się na oddział , czekamy na pielęgniarkę, która ma za zadanie odprowadzić nas na trzecie piętro i wędrujemy do naszej sali. Tym razem personel przeszedł sam siebie. Pielęgniarka wprowadziła nas na pełną salę, stałam i nie wierzyłam, że ona chce tam wstawić jeszcze piąte łóżeczko, a jednak...Dla wyjaśnienia przy każdym łóżeczku jest jeszcze jeden rodzic. Gdyby nie było innego wyjścia cóż siedziałabym nawet na krześle, żeby być z Malczykiem. Niestety kiedy kilka metrów dalej jest zupełnie pusta sala, a jedyny argument, który ma personel to "trzeba będzie potem tam posprzątać" to można to wszystko uznać za zwykłą złośliwość. Wybrałam się z Jasiem do stołówki tam zjadł kolację, a w tym czasie toczyła się bitwa o potraktowanie dzieci i ich rodziców po ludzku i o udostępnienie nam pustej sali. Udało się to osiągnąć, jednak podczas tej rozmowy padło wiele sformułowań z ust pielęgniarki, które aż głupio powtarzać, bo naprawdę nie pasują one do miejsca, w którym walczy się o życie i zdrowie dzieci...W końcowym efekcie na sali były trzy łóżeczka, a kolejnej nocy cztery. 


Oczekiwania dzień drugi
Każdy kolejny wyjazd do Warszawy jest dla mnie trudniejszy od poprzednich. Im więcej czasu mija od zakończonego leczenia tym nadzieje, że już wszystko będzie dobrze są coraz większe. Może powiem z czego u mnie wynika ta obawa. Na facebooku śledzę losy innych chorych dzieci. Również w szpitalu spotykamy się z innymi dziećmi z siatkówczakiem i ich rodzicami. To co mnie tak przeraża to fakt, że guz może się odrodzić, inaczej mówiąc może pojawić się wznowa nawet po wielu miesiącach. Z drugiej jednak strony bardzo wierzę w to, że może być dobrze i obym nigdy tej wiary nie straciła.

Dzień badania, bardzo rano, przy windach 

Ostatni moment zanim wyruszyliśmy na badanie
Ostatnio pisałam o tym jak trudne jest dla mnie samo przewożenie Jaśka na badanie. Tym razem stało się coś niesamowitego. Jak zazwyczaj podjęłam próbę przekonania Malczyka do tego, żeby grzecznie usiadł i pojechał na przejażdżkę, oczywiście z nami. Powiedziałam mu, że nie musi się bać, że cały czas przy nim będziemy i ja będę trzymała go za rączkę, a tatuś będzie prowadził ten wspaniały pojazd. Byłam strasznie zdumiona kiedy jak gdyby nigdy nic Jasiek usiadł, złapał mnie za rękę i mogliśmy pojechać na badanie. Byłam z niego tak strasznie dumna, a on tak bardzo się starał dla nas. Nawet co jakiś czas powtarzał sobie "brum-brum", a kiedy pytałam "kto jest taki dzielny i jedzie sam w swoim łóżeczku ?", zadowolony odpowiadał "Jaś!". Badanie było opóźnione o ponad dwie godziny, nie było łatwo, ale daliśmy radę. Zostawiliśmy Jasia , po tym jak zasnął i zaczęło się oczekiwanie. Tak bardzo, bardzo się bałam, a czas jakby się zatrzymał. Kiedy tylko otwierały się drzwi sali wybudzeń zamierałam. Kiedy nas poproszono cały czas coś sobie wkręcałam . Patrząc na lekarza, który w sali obok uzupełniał historię choroby Jasia pomyślałam "Jeju jak on dużo piszę, na pewno coś jest nie tak". Po chwili  lekarz podszedł do nas. Zawsze obserwuje to jaką ma minę zanim coś powie. A wyraz twarzy miał taki, że kiedy wypowiadał te słowa: "WYGLĄDA NA TO, ŻE WSZYSTKO JEST W PORZĄDKU", zajeło mi dłuższą chwilę zanim zrozumiałam ,że guz jest nieaktywny :) Tomek wyszedł z sali wybudzeń, ja usiadłam przy łóżeczku Janka i czekałam aż się obudzi, a łez po prostu nie mogłam powstrzymać. Dziękowałam Bogu za tę dobra wiadomość. Drogę powrotną na oddział Jasiu przebył również w łóżeczku, to było wspaniałe uczucie móc powiedzieć mu, że wszystko jest dobrze i że już niedługo wracamy do domku. Musieliśmy jeszcze tylko przejść przez dzienny oddział chemioterapii. Po czym spakowaliśmy się i wyruszyliśmy do domu po drodze jeszcze tylko zdobyliśmy obiecaną nagrodę dla naszego małego bohatera. Tak naprawdę dopiero w aucie uświadamiam sobie, że na ten moment jest już po wszystkim i cały ten nagromadzony stres zostawiam w Warszawie. Do kolejnej kontroli mamy dwa miesiące, konkretnej daty jeszcze nie znamy, bo wypada to na styczeń, a w tym momencie nie ma jeszcze grafiku na przyszły rok. Ten czas jest dla nas bardzo ważny, między innymi ze względu na to, że zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a razem z nimi urodziny Jasia, urodził się w Wigilię :) Rok temu w czasie świąt Janek był po pierwszej chemii, musimy to nadrobić !!!

Dzienny oddział chemioterapii

















PODZIĘKOWANIA

Zacznę od tych najważniejszych :) Boże tak bardzo Ci dziękuję za te wspaniałe wiadomości i za to, że każdego dnia mogę podziwiać to jak mój kochany synek się rozwija, bawi, uśmiecha, po prostu jest :)

Tomuś Tobie też chcę podziękować za to, że tak bardzo mnie wspierasz w tych trudnych dla nas wszystkich chwilach :)

Dziękujemy również wszystkim tym, którzy  ofiarowali 1%  podatku dla Jasia, dopiero jakiś czas temu pieniążki zaczęły napływać na fundacyjne konto Janka, z tego co mi wiadomo rozliczenia jeszcze się nie zakończyły, ale na ten moment jest to już duża kwota, której naprawdę się nie spodziewaliśmy ponad 6 tysięcy złotych. Bardzo serdecznie wszystkim dziękujemy. Dodam jeszcze, że nikt nie musi się martwić o przeznaczenie tych pieniążków, ponieważ otrzymuje się je tylko i wyłącznie za okazaniem faktur, z których jasno i wyraźnie musi wynikać, że z danych usług czy tez towarów korzysta Jaś. Wszystko to za co można otrzymać zwrot jest ściśle określone przez regulamin fundacji, z którą mamy podpisaną umowę. 

Na zdjęciach nasz Bohater jeszcze przed wyjazdem na kolejną kontrolę i już po powrocie do domku ;) 


Z wujkiem "Bigosem" :)



























Korzystając z okazji, że być może ktoś to czyta, zapraszam do przyłączenia się do akcji  (plakat poniżej), to dla tych dzieciaczków, małych Bohaterów tak wiele znaczy :)